21 czerwca 2013

Rozdział 8

"The only certalnty is that we never know what tomorrow holds. We live for today, life is short so let's enjoy it together while we can." - Jinxx

ROZDZIAŁ 8 
 
Chwilę później siedziałam na kanapie przykryta kocem z kubkiem gorącej herbaty. Co ja bym zrobiła gdybym wtedy go nie spotkała? Ale trzeba przyznać że miło z jego strony że przyjął mnie do siebie.
- Jess nie martw się, wszystko się ułoży. - powiedział to siadając obok mnie na kanapie
- Nie obraź się Ash ale jestem trochę zmęczona, pojdę położyć się spać. - Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, potrzebowałam pobyć trochę. To co dzisiaj się wydarzyło... musiałam to przemyśleć jeszcze raz w samotności.
- Ok jak chcesz. Pamiętaj że na mnie możesz zawsze liczyć.
- Dzięki. Naprawde to doceniam. Dobranoc. - wstałam z kanpy i ruszyłam w stronę pokoju który na pewien czas miał być mój.
- Dobranoc mała - ledwo usłyszałam wychodząc już z salonu
Miałam ochote walnąć się na łóżko i zasnąć nie myśląc o niczym. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam w cieplutką pościel. Nałożyłam na uszy słuchawki w których zabrzmiały dźwięki piosenki Done For You. Trochę to dziwne słuchać muzyki swoich idoli kiedy za drzwiami siedzi jeden z członków zespołu. O dziwo na sen nie musiałam długo czekać, już po paru minutach spałam jak zabita.
Nazajutrz obudziłam się wczesnym rankiem gdyż usłyszałam dziwne hałasy dobiegające z kuchni. Kurde co jest? To brzmiało jakby ktoś się włamał do mieszkania i rozwalał wszystko co stanie mu na drodze. Nie powiem trochę się przestraszyłam ale zdecydowałam że pójdę sprawdzić co tam się dzieje. Na wszelki wypadek wzięłam do ręki moją nową pare szpilek, które leżały na podłodze. Udałam się w stronę kuchni i czułam że to nie był najlepszy pomysł, tam naprawde było głośno i jeszcze jakieś krzyki. Wbiegłam do kuchni krzycząć i wymachując tymi butami jak opętana.
- Ej Jess co ty odwalasz? I po ci te szpikli? - spytał zdziwiony Ash, serio gdy zobaczyłam jego głupią minę to chciało mi sie śmiać ale ja pewnie wcale nie wyglądałam lepiej.
- Jak to co ja robię? Myślałam że ktoś się włamał do mieszkania.
- Serio? Chciałaś ogłuszyć włamywacza szpilkami?
- Oj nie czepiaj się, były pod ręką to wzięłam. Ty mi lepiej wytłumacz te dziwne hałasy które stąd dobiegały.
- No wiesz - podrapał się po głowie - Chciałem się zrewanżować i zrobić ci śniadanie ale coś mi nie wyszło.  - widać było że chłopak się trochę zawstydził.
Faktycznie dopiero teraz zobaczyłam jaki syf panował w kuchni. Na podłodze były potłuczone co najmniej kilka talerzy, na stole walały się resztki szynki i żółtego sera. Nie wiem jak on to zrobił ale nawet na oknie był jeden plasterek pomidora. Nie ma co on to dopiero ma talent kucharski.
- Ash przecież nie musiałeś, to ja powinnam teraz codziennie robić ci śniadania, obiady i kolacje za to że mnie przygarnąłeś. To i tak mało za to co dla mnie zrobiłeś.
- Daj spokój, nie marudź tylko jedz. Smacznego! - wręczył mi tace z jedzeniem. Pomimo tych wszystkich przeszkód udało mu się przygotować smakowite kanapki. Dałam mu całusa w policzek i zaczełam pochłaniać tę pyszności.
- To jakie masz plany na dzisiaj? - zapytał
- Właściwie to żadne. Nie myślałam jeszcze o tym.
- A może jakaś impreza? Co ty na to? - popatrzył na mnie wymownym spojrzeniem i czekał tylko aż się zgodzę. Impreza z basistą sławnego zepsołu? Czemu nie.
- No nie daj się prosić Jess. Będziesz żałować jak nie pójdziesz.
- Dobra ale pod jednym warunkiem. Pójdziesz ze mną na zakupy, nie mam co na siebie założyć  - posłałam mu szeroki uśmiech. Widziałam po jego minie że nie był specjalnie zadowolony z tego że musi łazić ze mną po sklepach. Biedaczek.
- Weź Jess nie bądź taka okrutna dla mnie. Naprawde muszę iść?
- Jeśli chcesz żebym poszła na impreze to nie ma innego wyjścia. Przykro mi
- Nie masz za grosz litości w sobie!
W tym momencie zadzwonił telefon Ash'a, odebrał i wyszedł z pokoju. Nie słyszałam z kim ani o czym rozmawiał bo strasznie cicho mówił ale w sumie to nie powinno mnie to interesować. No nic, zaczęłam sprzątać ten cały bałagan który urządził. Czyli to tak będzie wyglądało wspólne mieszkanie? On brudzi a ja sprzątam. No to nieźle się wkopałam. Gdy już uwinęłam się z tą całą robotą poszłam do "swojego" pokoju i zaczęłam się ptrzygotowywać do wyjścia. Ubrałam się bardziej na sportowo, założyłam czarne dżinsy i czerwoną podkoszulkę z dość dużym dekoltem. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa. Gdy wyszłam z pokoju Ash już czekał przed drzwiami.
- To co możemy ruszać? - zapytałam. Gdy tylko mnie zobaczył to od razu jego wzrok powędrował na mój biust. - Możesz przestać gapić się na moje cycki? - krzyknęłam
- Co ja na to poradzę że założyłaś taką bluzkę gdzie wszystko widać. - obrażona odwróciłam się do niego plecami - Stąd też mam fajne widoki.
- Słucham?!
- Ale że znowu coś źle powiedziałem? - zdziwił się
- Jeszcze jedno spojrzenie a pożałujesz tego. A teraz chodźmy.
Na zewnątrz było gorąco, myślałam że zaraz się rozpłyne. Słońce świeciło mi prosto w oczy więc założyłam okulary przeciwsłoneczne. Po drodze rozmawialiśmy trochę o mojej przeszłości, chciał się czegoś więcej dowiedzieć na mój temat. Opowiedziałam mu tą jakże interesującą historie. Już po 15 minutach doszliśmy do jednego z droższych butików z ciuchami. Weszłam do sklepu i doznałam szoku, jeszcze nigdy nie widziałam tylu ładnych rzeczy w jednym miejscu. Miałam nadzieje że tu coś dla siebie znajde. Od razu wzięłam się za przeszukiwanie tych wszystkich półek. Widziałam że Ash też coś znalazł dla siebie,zaczął podrywać ekspedietkę. On to już chyba nigdy się nie zmieni ale co mnie bardziej zdziwiło, ta naiwna panienka łykała te wszystkie brednie jakie jej wciskał. Patrzyła na niego tymi słodkimi oczkami i śliniła się do niego. W końcu znalazłam dla siebie idealną sukienkę, mała czarna. Niby banalne ale była zjawiskowa. Od razu złapałam ją i pognałam do przymierzalni. Szybo przebrałam się w to cudo. Muszę powiedzieć że naprawde ładnie wyglądała na moim ciele. Wyszłam z przymierzalni a stojący tam Ash aż zaniemówił chyba z wrażenia.
- Jess muisz kupić tą sukienke! Jest stworzona wprost dla ciebie.
- Tak myślisz? - spytałam trochę niedowierzając
- I ty się jeszcze pytasz? Naprawde ślicznie w niej wyglądasz, nie masz co się zastanawiać.
- Ty tu jesteś ekspertem - uśmiechęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze a następnie poszłam do przebrać się spowrotem w swoje ciuchy. Gdy się przebierałam do przymierzalni wpadł Ash. Świetnie jestem w samej bieliźnie. Co on tutaj robi?
- Ash co do cholery tu robisz? Nie widzisz że się przebieram? - wykrzyczałam


~~~~~~*~~~~~~
Wiem że rozdział nieudany i nudny ale ostatnio brak mi weny. Ale mimo wszystko czekam na wasze komentarze :)


16 czerwca 2013

Rozdział 7

"Follow your heart and a your dreams until you catch them.  Negative people who say you can't do something are only speaking for themselves." - Jake Pitts 

ROZDZIAŁ 7
 
Kiedy rano się obudziałam była godzina 9.00 rano. Rozejrzałam się po pokoju, wszyscy jeszcze smacznie spali. Rozbawił mnie widok Jake'a leżącego na podłodze a obok niego znajdowały się puste butelki po piwie, tak samo jak na stole. Widzę że ostro wczoraj było, aż szkoda że tak wcześnie wczoraj usnęłam. Ale postanowiłam że zrobię im śniadanie mimo że moje zdolności kulinarskie są naprawdę niewielkie. Wstałam i udałam się do kuchni. Zajrzałam do lodówki i oczywiście świeciło pustkami. Czego ja się właściwie spodziewałam? Udało mi się wygrzebać kilka jajek, z których poźniej zrobiłam jajecznice. W tej chwili usłuszałam jak ktoś skrada się do kuchni.
- Hej Jess. Co tak sama tu siedzisz? - zapytał Andy
- Postanowiłam przygotować wam śniadanie. A uwierz mi nie było łatwo zważywszy na to że w lodówce nic nie ma.
- Jesteś genialna! - wykrzyknął
-Tak wiem, powiedz mi lepiej coś czego nie wiem. - na te słowa oboje się uśmiechnęliśmy
- Czyżbym wyczuwał jakieś smakowite zapachy? - do kuchni wparował Ashley w samych
bokserkach. A zaraz za nim przybiegła cała reszta. Wszyscy usiedli przy stole i zaczęli zajadać się tym co im przygotowałam.
- Powinnaś częściej wpadać, już dawno nikt nie zrobił mi śniadania. - oznajmił Ash
- No tak, bo te wszystkie cycate blondynki, które tu sprowadzasz tego nie potrafią. - wtrącił Jake
- Nie dziwię się. Skoro poleciały na tak banalny podryw jaki im serwujesz to śniadania tym bardziej ci nie zrobią. Za wysokie progi kolego - dodał CC popijając gorącą kawe
- A żebyś się nie zdziwił.
Zapadła cisza, słychać było tylko mlaskanie Jinxxa.
- Słuchajcie chłopaki, trochę u was się zasiedziałam powinnam już iść. - powiedziałam
- Co już? Dlaczego?
- Pewnie rodzice się martwią. Nawet nie powiedziałam im gdzie jestem.
- Szkoda miałem nadzieję że po śniadaniu gdzieś razem wyskoczymy. To może cię podwieźć? - spytał Ashley
- Zapomniałeś już kretynie że nasze auto stoi gdzieś na ulicy bo nie chciało ci się zatankować?
- Yyy no tak, w takim razie odprowadzę cię.
- Nie trzeba, sama trafie ale dzięki za propozycję.
Wstałam od stołu i powędrowałam w stronę wyjścia. Wzięłam swoją kurtkę z wieszaka i założyłam. Już miałam wychodzić gdy podszedł do mnie Ash.
- Zapomniałaś o czymś.
- A o czym? - zapytałam
- O tym. - nachylił się i delikatnie musnął mnie w policzek. Zaniemówiłam! Poczułam dziwne dreszcze na swoim ciele. - Chyba nie myślałaś że wypuszczę cię bez pożegnania?
- No właśnie tak myslałam. Wybacz ale troche się spieszę. - nacisnęłam klamke i chiałam wyjść kiedy poczułam lekki ucisk na mojej dłoni.
- Czekaj, zobaczymy się jeszcze?
- Mam nadzieje. - wypowiedziałam te słowa patrząc w jego oczy.
- Daj mi swój numer telefonu to się zdzwonimy.
Podał mi swój telefon żebym mogła wpisać swój numer.
- To na razie Jess. - powiedział
- Cześć
Wyszłam z jego mieszkania. Idąc chodnikiem rozmyślałam nad tym co się przed chwilą wydarzyło. Trochę zaskoczyło mnie jego zachowanie ale może ja po prostu przesadzam? Może w tym nie ma nic dziwnego? Jak zwykle pogrążona w swoich myślach prawie co wpadłabym na słup. Nie ma to jak moja spostrzegawczość. Po kilku minutach doszłam do domu. Gdy otworzyłam drzwi od razu zobaczyłam wściekłą minę mamy. Oj zaraz będzie awantura, czuć to w powietrzu.
- Jess gdzie ty się szlajałaś przez całą noc? Nawet nie wiesz jak się zamartwiałam, myślałam że coś ci się stało.
- Spokojnie mamo jestem cała i zdrowa. Bez nerwów. - odparłam
- Czy ty w ogóle słyszysz co ty mówisz? Mogłabyś chociaż odbierać telefon, myślisz że po co ci go kupiłam?
Spojrzałam na wyświetlacz, rzeczywiście 20 nieodebranych połączeń. Kurde zapomniałam włączyć dżwięk po tym jak go wyciszyłam na koncert. Zdarza się.
- To powiesz mi w końcu gdzie spędziłaś noc?
- U znajomych, zresztą czy to ważne? Jestem już pełnoletnia i chyba mogę decydować jak i z kim chce spędzić czas.
- Pełnoletnia to może i jesteś ale odpowiedzialna na pewno nie. Dopóki będziesz mieszkać pod moim dachem to ja będę decydować o tym jak spędzisz noc. A od dzisiaj masz szlaban na wszelkie wyjścia.
- Słucham? Nie możesz mi tego zrobić!
- A dlaczego nie? Dopóki mieszkasz z nami i ja się tobą opiekuje mam prawo o tym decydować.
- W takim razie się wyprowadzam!
Szybko pobiegłam do swojego pokoju i głośno trzasnęłam drzwiami. Co ona sobie wyobraża? Ona naprawde myśli że może mi dawać jakieś durne szlabany? Przecież nic takiego się nie stało a ona panikuje jakbym co najmniej kogoś zabiła. No dobra, może przesadzam ale jestem wściekła na nią. Nie pozostało mi nic innego jak spakować swoje rzeczy i wyprowadzić się. Niestety, zawsze jak coś sobie postanowie to muszę to zrobić. Tak też było tym razem. Wyjęłam torbę z szafy i spakowałam najbotrzebniejsze przedmioty. W ogóle nie myślałam wtedy gdzie pójdę i co ze mną dalej będzie ale byłam w takim stanie że już racjonalnie nie myślałam. Jestem ciekawa jak rodzice zareagują gdy dowiedzą się o tym. Wzięłam walizkę do ręki i poszłam do drzwi wyjściowych. Widziałam jak na twarzy mojej mamy maluje się wściekłość a zarazem niepokój. Nie chciała na mnie patrzeć, była bliska płaczu. Natomiast ojciec zachowywal się nad zwyczaj spokojnie. Powiedział do niej tylko :
- Zobaczysz, wróci szybciej niż się tego spodziewasz. Nie martw się kochanie.
A nastepnie podszedł do mnie, przytulił i powiedział żebym uważała na siebie. Na niego zawsze mogę liczyć.
Dwie godziny później siedziałam już w jakieś restauracji jedząc ciepły posiłek. Dobrze wiedziałam że ta moja decyzja to nie był najlepszy pomysł. Nie mam dokąd pójść, niedługo kasa mi się skończy. Nie mam zielonego pojęcia co się ze mną teraz stanie. Ale jak na razie nie chcę wracac do domu. Chodziłam tak bez celu po mieście nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. I jak na złość musiał zacząć padać deszcz. W tym pośpiechu nie pomyślałam nawet o parasolce, cała ja. Byłam przemoknięta do suchej nitki i nie miałam gdzie przeczekać tej ulewy. Już nie wytrzymałam tego wszystkiego. Łzy same spływały mi z oczu po policzkach. Właśnie w tym momencie wpadłam na kogoś, z budowy sylwetki wywnioskowałam że to facet. Czy ja musze być taka niezdarna by na wszystkich wpadać? Gdy się przyjrzałam dostrzegłam znajomą twarz, nawet bardzo znajomą.
- Jess czy ty zgłupiałaś? Po co stoisz na dworzu i mokniesz? - spytał Ashley okrywając mnie swoją ciepłą bluzą. Czyż to nie zrządzenie losu że akurat w takim momencie go spotykam?
- Wyniosłam się z domu i nie mam dokąd pójść.
- Dlaczego? Coś się stało? - zobaczyłam troske na jego twarzy
- Głupia sprawa, pokłóciłam się z rodzicami, zwykła kłótnia ale miałam dość tego jak mnie traktują. Ale nie ważne, nie chce o tym teraz rozmawiać. Najgorsze jest to że nie mam gdzie się podziać.
- To może wprowadzisz się do mnie? U mnie jest dużo wolnego miejsca?
- Nie chce sprawiać kłopotu. Poszukam sobie jakiegoś hotelu.
- Żartujesz? Nie ma mowy, nie będziesz się szwendać po nocy nie wiadomo gdzie. Zostajesz u mnie, chociaż na kilka dni dopóki nie poukładasz sobie swoich spraw.
- Widzę że ja nie mam tu nic do gadania.
- Oczywiście że nie. Jeszcze mi za to podziękujesz. - wziął ode mnie torbę i udaliśmy się w kierunku jego mieszkania.  


12 czerwca 2013

Rozdział 6

"People may hate you for being different and not living by society's standards, but deep down they wish they could do the same." - Ashley Purdy

ROZDZIAŁ 6

- Może cię podwieźć? - zapytał Andy
- Jest dużo miejsca na moich kolanach. - dodał Ash wychylając się zza ramienia Biersacka.
- Weź go nie słuchaj, to co jedziesz z nami?
- W sumie to czemu nie? - powiedziałem z lekkim zaskoczeniem.
Otworzyłam drzwi samochodu i ujrzałam całe BVB. Ich wzrok był zwrócony na mnie a ja czułam się niezręcznie, nie lubię być w centrum uwagi. W środku rzeczywiście było mało miejsca więc gdy usiadłam obok Jinxxa wszyscy byliśmy ściśnięci. Z  przodu siedzieli CC i Jake, który prowadził auto a z tyłu zajęli miejsca Ash, Andy, Jinxx i ja. W górze unosił się przyjemny zapach męskich perfum.
- To jak masz na imię piękna? 
- Ash przestań podrywać każdą panne która stanie na twojej drodze! Nie możesz się choć raz pohamować? - wykrzyknął CC
- Ej co się tak unosisz? Przecież nic takiego nie zrobiłem... jeszcze.
- No właśnie to tylko kwestia czasu. Nie pomyślałeś że może nie każda na ciebie leci?
- Toż to niemożliwe! Jestem uosobieniem boga seksu, skąd ci w ogóle przyszedł taki durny pomysł do głowy?
- Wybaczcie ale ja chyba też mam coś do powiedzena w tej spawie prawda? - spytałam się naiwnie
- Nie! - obaj wykrzyknęli
- Spokojnie, nie będziemy rozmawiać o licznych podbojach Ashleya! - wtrącił Jake. - A ty z tego co pamiętam miałaś nam zdradzić swoje imię.
- No tak, jestem Jess.
Nagle samochód gwałtownie skręcił w prawo a następnie zatrzymał się. Nie wiedziałam co się dzieje. Chciałam wyjrzeć przez szybę ale widok miałam marny ze względu na głowy chłopaków. Wyszliśmy wszyscy z auta.
- Ash ty chyba miałeś zatankować prawda? - spytał ironicznie Andy
- Pierwsze słyszę! Że niby ja? No kurde przecież Jinxx zajmuje się takimi rzeczami.
- Ty weź się nie wykręcaj, dobrze wiesz że nawaliłeś.  - odparł CC
- Ale to nie jest powód żeby od razu na mnie wrzeszczeć, mogłem zapomnieć.
- Ty cały czas o wszystkim zapominasz. Możesz byś w końcu się ogarnął co?
No pięknie! Tak właśnie kończy się nocna przejażdzka z Black Veil Brides. Samochód bez paliwa, chłopaki się kłócą i nadal stoimy na środku ulicy.
- Długo jeszcze będziemy tak bezsensownie stać? - wyparowałam a ich wzrok znowu powędrował na mnie. - Stoimy już tak z 10 minut, ileż można dyskutować o tym kto miał zatankować?
- Wybacz Jess ale ten pajac nie potrafi zrozumieć nawet najprostszej prośby. To jego możesz winić za to co się stało, nie krępuj się - Jinxx wskazał palcem na Asha.
- I widzisz zawsze tak jest! Wszyscy zrzucają na mnie winę. - zrobił maślane oczka i wyciągnął ręce tak bym go przytuliła. Wyglądał tak zabawnie i słodko że nie byłam w stanie mu odmówić.
- To co robimy? Nie wiem jak wy ale ja nie mam zamiaru spędzić pół nocy na ulicy. - powiedziałam
- Jest już późno i tak nic teraz nie załatwimy, proponuje zaczekać z tym do rana.
- Andy ma rację.
- W takim razie zapraszam do siebie - zagadnął Ashley a przy tym uśmiechnął się
Cała nasza szóstka udała się do domu basisty. Szczerze to podobał mi się ten pomysł, nie dość że mogę spędzić więcej czasu z chłopakami to jeszcze zobacze jak mieszka sławny Ashley Purdy. Po drodze wstąpiliśmy tylko do sklepu po jakiś alkohol i przekąski. Pół godziny później już siedzieliśmy na kanapie popijając piwo i rozmawiając na przeróżne tematy. Muszę przyznać że jak na faceta to umiał utrzymać porządek, chociaż w niektórych miejscach walały się skarpetki. Ogólnie mieszkanie było bardzo ładnie urządzone. Czarne meble i białe ściany, według mnie fajnie się to komponowało ze sobą. Na ścianach wisiały wielkie plakaty zespołów w tym również BVB. Na jednej z półek były poustawiane nagrody które chłopcy zgarnęli za swoją pracę. Gdy tak stałam i podziwiam z bliska te cudeńka podszedł do mnie Ashley. Stanął obok mnie, dopiero teraz zobaczyłam jak niska jestem w porównaniu do niego.
- I jak ci się podoba u mnie?
- Szczerze? Całkiem nieźle się tu urządziłeś.
Przysunął się do mnie jeszcze bliżej tak że nasze ramiona dotykały się. Odwrócił głowę w moją stronę.
- Wiesz Jess, jesteś naprawdę śliczną dziewczyną. Masz w sobie coś co przyciąga wzrok, nie sposób przejść obok ciebie obojętnie. I nie mówię tego po to by zaciągnąć cię do łóżka no chyba że jesteś chętna - puścił do mnie oczko.
Kurde a było tak miło dopóki nie powiedział tych ostatnich słów. Ale mimo wszystko to był najmilszy komplement jaki kiedykolwiek usłyszałam. Czyżby Ash zdobył się na chwilę szczerości i powagi? Znamy się dopiero kilka godzin a on mi u wyjeżdża z takim wyznaniem. Sama nie wiedziałam do końca co oznaczają jego słowa ale to było miłe.
- Czemu się nie odzywasz? Coś nie tak powiedziałem? - zobaczyłam niepokój w jego oczach
- Nie, po prostu mnie zaskoczyłeś. Nie codziennie słysze takie miłe słowa na swój temat i to jeszcze z twoich ust.
- Przyzwyczaisz się - wyszeptał mi wprost do ucha. - A teraz chodźmy do salonu.
Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu. Gdy weszłam do pomieszczenia ujrzałam reszte chłopaków przed telewizorem. Wspominałam już jak wielka jest jego plazma? Oglądali jakiś film  i zajadali sie popcornem. Dosiadłam się koło nich ale za cholere nie mogłam sie skupić na filmie. Cały czas w głowie miałam tą sytuacje, która wydarzyła się kilka minut temu. Nawet nie zauważyłam jak zasnęłam.


~~~~~~ *** ~~~~~~
Wybaczcie kochani ale ostatnio mam za mało czasu na pisanie dlatego też rozdziały dadawane są rzadko. Ale obiecuje że to niedługo się zmieni tymczasem macie kolejny rozdział. Przyznaję nie jest zbyt długi ale mam nadzieje że wam się spodoba. Enjoy ;)  

07 czerwca 2013

Rozdział 5

"Live your life, listen to your music way too loud, and be as crazy and as different as you want to be, and always remember you're not alone." - Andy Biersack

ROZDZIAŁ 5
 
Minęło kilka dni odkąd zdarzyła się ta niefortunna wpadka. Do tej pory cieszę się jak głupia że mogłam choć przez krótką chwilę z nim pogadać i zdobyć jego autograf. Co prawda spotkanie nie było do końca udane no ale ważne że wogóle było. A jeszcze jakiś czas temu nie pomyślałam bym że może coś takiego mi się przydarzyć, no w końcu poznałam osobiście mojego idola czy może być coś lepszego? Dla mnie nie! Dodatkowo dzisiaj jest koncert BVB na który zamierzam iść i to jeszcze bardziej mnie cieszy. Bilet już spoczywa w moim pokoju na biurku i spokojnie sobie do wieczora. Jakie to wspaniałe uczucie wiedząc że już niedługo zobaczę na żywo całą piątkę. I zamiast przygotowywać się do koncertu to latam po sklepach w celu zrobienia zakupów. Z tych rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy. Dawno już nie wynudziłam się tak jak dzisiaj ale poszłusznie wykonywałam jej polecenia. Mleko, masło, soki, jajka ... standardowa lista zakupów jednak znalezienie tego w tym wielkim markecie było niemożliwe. Ostatecznie w sklepie spędziłam pół dnia, fajnie nie? Gdy już wychodziłyśmy wpadłam na chłopaka, stał tyłem więc nie widziałam jego twarzy.
- Przepraszam - powiedziałam i w tym momencie chłopak odwrócił się. Jak się okazało to był ten samchłopak który w samolocie grzebał mi w plecaku. - Ach to ty, cóź za miłe spotkanie.
- Nie pochlebiaj sobie, ja też nie jestem zadowolony z tego że cię widzę.
- O prosze, widzę że zapoznałaś już nowego kolegę, a  tak marudziłaś że nie będziesz miała z kim się spotykać. - jak zwykle moja matka musiała się wtrącić.
- Daj spokój, to nie mój kolega my się w ogóle nie znamy. I niech tak zostanie!
- Jak to? Już nie pamiętasz tej nocy? Chyba nie muszę ci przypominać co wydarzyło się między nami? - uśmięchnął się i puścił do mnie oczko. Serio? Czy on naprawde jest tak głupi żeby wymyślać takie rzeczy?
- Jess czy ty masz mi coś do powiedzenia? - mina mojej mamy była bezcenna lecz nadal byłam na niego wkurzona. Co on sobie wyobraża?!
- O czym ty do cholery gadasz? Przestań wymyślać te bzdury! - krzyknęłam
Już widziałam uśmiech na jego twarzy, miał niezłą polewkę z tego. Nie daruje mu tego! Boże czemu mnie to spotyka, za jakie grzechy?
- Mamo poczekaj na mnie w aucie, muszę pogadać z tym osobnikiem.
Zostaliśmy sami, chociaż nie wiem czy to dobrze bo miałam ochotę udusić go włanymi rękami. Ale trudno zasłużył sobie na to.
- Czy tobie już do końca odwaliło? Nie masz co robić? - zaczęłam drzeć się na niego
- Spokojnie, na żartach się nie znasz?
- Kurwa to miał być żart? Wyobraź sobie że mnie to nie bawi - jeszcze nikt mnie tak nie denerwował jak on
- Wybacz ale to nie moja wina że nie masz poczucia humoru.
- Jeżeli sądzisz że to było zabawne to ja ci współczuje takiego myślenia.
Naszą kłótnię teraz słyszeli już chyba wszyscy którzy byli w pobliżu.
- No dobra no może rzeczywiście trochę przesadziłam. Sorry.
- Tylko trochę? Zresztą nieważne, mam nadzieję że wiecęj się nie spotkamy.
W tym momencie odwróciłam się i już miałam odejść kiedy złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał. Ciepły dotyk jego dłoni sprawił że na całym moim ciele pojawiły się dreszcze. Jak on to robi? Spojrzałam na jego twarz, gościł na niej lekki uśmiech. Przysunął mnie do siebie bliżej tak że moja twarz prawie dotykała jego. Czułam zapach jego perfum. Teraz bez problemu mogłam patrzeć w jego błękitne oczy. W końcu odezwał się.
- Masz rację to było głupie. Ale może dasz się zaprosić na spacer po parku?
W tym momencie zaniemówiłam. Dosłownie w ciągu jednej sekundy zmienia się nie do poznania. Czy on sobie ze mną w jakiś sposób pogrywa?
- Słucham? - nic więcej nie udało mi się z siebie wyrzucić. Kompletnie mnie zaskoczył.
- Czy ja jakoś niewyraźnie mówię? Nie wydaje mi się. Spytałem czy masz ochotę się przejść.
- Może innym razem, spieszę się.
- Spoko ale zrób mi tą przyjemność i zdradź swoje imię
Przepraszam czy ja na pewno rozmawiam z tym samym chłopakiem co kilka minut temu? Bo trochę się pogubiłam.
- Jess - odparłam zdziwiona jego dziwnym zachowaniem
- Jestem Josh, jakbyś miała ochotę to zadzwoń do mnie - podał mi swój numer telefonu i odszedł.
Może ktoś mi wytłumaczyć co tu przed chwilą się wydarzyło? Nadal wpatrywałam się w jego oddalającą się sylwetkę. Dopiero po kilku minutach zorientowałam się że on już dawno odszedł a ja patrzę się bezmyślnie przed siebie. W końcu i ja poszłam do samochodu. Oczywiście podczas jazdy matka zadawała mi setki pytań odnośnie Josha i tego co powiedział. I mimo że wytłumaczyłam jej to wszystko ona nadal mi nie wierzyła. Czasami nie mam do niej cierpliwości. Ale jak chce to niech sobie pogada i tak jej nie słucham w takich momentach. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do domu. Spojrzałam na zegarek już 15. No świetnie koncert jest za cztery godziny a ja już powinnam wychodzić z domu, wiadomo że pod klubem będzie mnóstwo ludzi. Natychmiast założyłam na siebie jakieś czarne spodnie, koszulkę i kurtkę z ćwiekami i wybiegłam z domu. Tak jak podejrzewałam pod klubem było już sporo ludzi, no tak a czego innego mogłam się spodziewać? No cóż wkręciłam się w tłum ludzi i nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać na koncert.
Po jakimś czasie byłam już w środku, stałam przy barierkack jakim cudem udało mi tam dotrzeć to nie mam pojęcia. Fakt że przy okazji zarobiłam kilka siniaków ale warto było stąd mam zajebisty widok wprost na chłopaków. W pewnym momencie pojawił się ogromny pisk ludzi, to był znak że zespół wyszedł na scenę. Na żywo prezentowali się jeszcze lepiej. Koncert zaczęli od piosenki Rebel Love Song, moja ulubiona. Atmosfera była niesamowita, ludzie skakali w rytm muzyki i śpiewali razem z wokalistą. Była chwila kiedy miałam wrażenie że Andy patrzy i uśmiecha się w moją stronę ale pewnie mi się tylko wydawało. Koncert trwał ponad godzinę i było naprawde wspaniale. Na koniec zagrali In The End i muszę przyznać że ta piosenka ma w sobie coś magicznego, polubiłam ją jeszcze bardziej. Byłam pod wrażeniem tego jak chłopcy dobrze czują się na scenie i że mają tak świetny kontakt ze swoimi fanami, widać było że im naprawde zależy. Nawet nie jestem w stanie opisać słowami jak szczęśliwa wtedy byłam, to co tu przeżyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Byłam im wdzięczna za to. Ale niestety ta piękna chwila musiała się kiedyś skończyć. Na koniec Andy powiedział kilka słow na pożegnanie i cały zespół zszedł ze sceny. Po koncercie cała uradowana skierowałam się w stronę domu. To zdecydowanie był najlepszy wieczór w moim życiu. Nagle obok mnie zatrzymał się czarny samochód i otworzyła się szyba. To co ujrzałam a raczej kogo o mało co nie przyprawiło mnie o zawał serca. Czy to mozliwe że już drugi raz go spotykam na ulicy odkąd tu przyjechałam? Tak, w samochodzie siedział sobie wygodnie Andy a z tego co słyszałam reszta zespołu mu towearzyszyła.
- Może cię podwieźć? - powiedział i uśmiechnął się do mnie.


02 czerwca 2013

Rozdział 4

"Being normal, what's that? That's a setting on a washing machine, no one wants to be that." - Ashley Purdy


ROZDZIAŁ 4 
 
 
- Nic ci się nie stało? - Andy stał nade mną z troskliwą miną a ja nadal nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa. Wyglądał tak słodko. Nigdy nie pomyślałabym że poznam go w takich okolicznościach.
- Nie, wszystko ok.
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej, może zawieźć cię do szpitala?
- Spoko, nic mi nie jest. Ale dzięki za troskę.
- A możesz mi wyjaśnić co do cholery jasnej robiłaś na środku ulicy? - Widać było że Andy się trochę zdenerwował, no nie dziwię mu się przecież nie codziennie ma do czynienia z wariatkami które rzucają mu się pod koła samochodu.
- Sama nie wiem. To działo się tak szybko że nie miałam pojęcia co robić. Spanikowałam. Przepraszam. - Aż wstyd było mi patrzeć na niego, spuściłam głowę w dół tak że mój wzrok był zwrócony w ziemię.
- Nie musisz mnie przepraszać, następnym razem uważaj. Mogło ci się coś stać!
I co ja mu miałam odpowiedzieć? Doskonale wiedziałam że gdyby się nie zatrzymał to pewnie już dawno leżałabym w szpitalu. Ta sytuacja była co najmniej chora!
- Ok. to ja przepraszam, chyba za bardzo się uniosłem. W ogóle to jak się nazywasz? Fajnie by było znać imię dziewczyny którą o mało co nie potrąciłem. Yyy trochę dziwnie to zabrzmiało.
- Faktycznie. Nazywam się Jessica ale wolę jak zwracają się do mnije Jess.
- Spoko Jess, masz może ochotę na jakąś kawę? Tak swoją drogą to wydajesz się nieźle pokręconą dziewczyną.
- Dzięki za komplement, marzyłam żeby coś takiego usłyszeć! - powiedziałam z ironią.
- Ale w pozytywnym sensie. Znaczy no wiesz nie każdy się tak zachowuje jak ty ale wydaje mi się że ... - zaczął się plątać w swoich zeznaniach.
- Tylko żartowałam, nie przeżywaj tak tego.
W tym momencie parsknęłam głośnym śmiechem tak że Andy oraz otaczający mnie tłum ludzi patrzyli na mnie jak na idiotkę. W sumie to nie wiedziałam z czego się śmieję, chyba dopiero teraz dotarło do mnie co się wydarzyło. Tak właśnie odreagowuje stres, wiem głupi sposób ale nic na to nie poradzę. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, widziałam tylko jak Andy co jakiś czas sprawdza wyświetlacz swojego telefonu. Ta cisza powoli doprowadzała mnie do szału a ja nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę i o czym z nim gadać aby nie zbłaźnić się jeszcze bardziej. Ale czy to było w ogóle możliwe? Już teraz w jego oczach wyszłam na totalną świruskę, chyba gorzej być nie mogło. Po kilkunastu minutach doszliśmy w końcu do tej kawiarni, usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy kawę. Jemu też najwyraźniej doskwierała ta cisza ale nikt nie miał odwagi jej przerwać. Andy cały czas trzymał telefon w ręku i najwidoczniej nie miał zamiaru ani na sekunde go odłożyć. Co on ma jakąś obsesję na punkcie tego telefonu? No ileż można gapić się w ten głupi wyświetlacz? Nie powiem byłam trochę podirytowana, najpierw zaprasza mnie na kawę po czym milczy jak grób. Coś musiało być nie tak tylko co? Nie chciałam wypytywać go o jego prywatne sprawy ale ciekawość mnie zżerała. Tak wiem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, cały czas to słyszę. Mimo wszystko zdecydowałam się pierwsza odezwać.
- Coś się stało?
- Właściwie to nic wielkiego, wolałbym o tym nie rozmawiać. Lepiej powiedz jak ty się czujesz. Widziałem jak trzęsiesz się ze strachu, myślałem że mi tam zemdlejesz. - uśmiechnął się do mnie tak słodko że myślałam że zaraz się rozpłyne. Nigdy nie ukrywałam że mi się podoba no bo umówny się, jest przystojny i to bardzo. Nawet w jeansowej koszuli i pogniecionym podkoszulku prezentuje się imponująco.
- Wiesz jak na tą całą sytuację to nawet dobrze. Mówiłam już że mi głupio i cię przepraszam?
- I to nie jeden raz! Przestań już się tym zadręczać, było minęło.
- No może masz rację. Tak przy okazji to jestem waszą fanką więc jeśli nie miałbyś nic przeciwko to poprosiłabym cię o autograf co ty na to?
- Dla ciebie zawsze - i znowu ten olśniewający uśmiech. Czy on przypadkiem nie za często się uśmiecha? No nie ważne, podałam mu serwetkę i złożył na niej upragniony przeze mnie podpis.
Wszystko byłoby idealnie gdyby nie fakt że była już późna godzina i dawno temu powinnam być w domu. Wiedziałam że jeżeli jeszcze trochę tu posiedzę to w domu rozpęda się awantura. Zresztą sama byłam zmęczona całym dniem i tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
- O czym tak intensywnie myślisz? - zagadnął Andy
- O tym że powinnam już wracać do domu. 
- Skoro tak mówisz, przecież nie będę cię zatrzymywał. Ale szkoda bo chętnie bym cię bliżej poznał,  może innym razem.
- Ja też żałuje, mam nadzieję że spotkamy się jeszcze kiedyś.
Niechętnie ale podniosłam się z krzesła. Podałam mu rękę, powiedziałam tylko "cześć" i ruszyłam w swoją stronę. Chciałam go przytulić ale coś mnie przed tym powstrzymywało. Ale są dobre plusy tej sytuacji, zdobyłam jego autograf! Marzyłam o tym od dawna, wiadomo że to spotkanie nie przebiegło tak jak bym chciała ale no cóż takie życie. Żałowałam tylko że tak krótko to trwało, nie udało mi się z nim dłużej porozmawiać a tyle rzeczy chciałabym mu powiedzieć. Było już dość ciemno a ja nie znając okolicy z trudem odnalazłam drogę powrotną do domu. Nadal nie zdawałam sobie sprawy że moja historia z Black Veil Brides dopiero się zaczyna.




Wiem że krótki rozdział i pewnie dużo błędów zrobiłam. A tak przy okazji jak wam się podoba nowa piosenka BVB - Revelation?  https://www.youtube.com/watch?v=2tdI7NiNgI0